Rok 2017 był bardzo intensywnym rokiem. Praktycznie raz w miesiącu udawało się wyjeżdżać na jakąś wycieczkę. Czasem dłuższą, czasem weekendówka. Czasem Europa, czasem gdzieś w świecie. Ostatnia wycieczka w tamtym roku miała odbyć się w listadzie. Był to wyjazd do Izraela. Grudzień miał być miesiącem odpoczynku. Tylko w teorii. W praktyce, nie potrafiłem usiedzieć w miejscu na tyłku. Korciło mnie, oj korciło. Musiałem gdzieś wyjechać, chociażby na weekend. Właściwie tylko weekend wchodził w grę. Poprzednie tygodnie były przesadzone. Zdecydowanie częsciej byłem w podróży niż w pracy. Trzeba było troszkę przystopować. Trzeba było, ale nadal wieczorami poszukiwałem tanich lotów.
No i stało się. Złoty strzał. Bilety z Wrocławia do Oslo Torp za 4 PLN, powrót z Oslo do Poznania w tej samej cenie. Wylot w piątek wieczorem, powrót w niedzielę rano. Weekend w Norwegii za 8 PLN (z tygodniowym wyprzedzeniem). Bez zastanawiania się nad pozostałymi kosztami kupiłem bilety. W tym momencie wszyscy lotniczy wyjadacze zazwyczaj zaczynają sobie szydzić i uśmiechać się pod nosem. Co z tego, że bilety w dwie strony za 8 PLN. Lotnisko Oslo Torp zlokalizowane jest około 110 km od centrum miasta. Cena autobusu to 200 PLN w dwie strony. Ale hola, hola. Czy potrzebuję jechać do Oslo ? Mam zamiar odpocząć od miasta i pospacerować po lasach, na pewno w okolicy lotniska znajdę jakieś fajne miejsce. No i znalazłem – Sandefjord. Całkiem przyjazna mieścina. Nic tylko rezerwować nocleg i lecimy. No i tutaj wyjadacze uśmiechają się po raz kolejny. Najtańszy dostępny nocleg to grubo ponad 500 PLN za jedną noc. Nijak to się ma do taniego podróżowania. Ale po raz kolejny, hola, hola. Czy ja potrzebuję spać w hotelu ? Przecież mam namiot. Czy to, że jest grudzień to jakaś przeszkoda ? Szybki rzut okiem na prognozę pogody. Zapowiadane było -8 stopnii w nocy. W moim śpiworze można śmiało spać do -10. Wygląda na to, że dam rady. Zadecydowane. Grudniowy weekend w Norwegii pod namiotem brzmi jak fantastyczny plan.
– Ty, Sebix, znalazłem loty do Norwegii za 8 PLN w dwie strony. Śpię pod namiotem, lecisz ze mną ?
– Spoko, tylko ogarnę śpiwór.
I tak polecieliśmy do Norwegii. Nie było za dużo czasu na przygotowanie się. Zabraliśmy najcieplejsze ubrania jakie tylko mieliśmy, zabraliśmy namiot, dwa śpiwory, Sebix miał jakieś kabanosy w domu a ja bułki i pasztet. Kupiliśmy wódkę na lotnisku i w drogę. Plan był bardzo prosty. Miał to być wyjazd przyjemny i tani. Mieliśmy nie wydać ani grosza. W planie było sprzedanie wódki (w Norwegii wódka i papierosy są dużo droższe niż u nas, można na tym spoooooro zarobić). Podczas planowania nie przewidzieliśmy jednej prostej rzeczy. Jesteśmy łasuchami. Całą wódkę na handel wypiliśmy sami. Może zarobić na tym nie zarobiliśmy, no ale punkt z wycieczką “przyjemną” został zdecydowanie zrealizowany.
Wyjazd ten był troszkę na wariackich papierach, więc nic nie było planowane. Lądowaliśmy tam koło 23, więc nie było czasu na kręcenie się po okolicy i szukanie na miejscu. Na 5 minut przed wyjściem odpaliliśmy Maps Google i szukaliśmy miejsca gdzie można rozbić się z namiotem. Od razu w oczy rzuciła się wyspa Natholmen. W Norwegii można rozbijać namioty na dziko, byle nie bliżej niż 150 metrów od zabudowań. Południe wysepki Natholmen wyglądało na mało zaludnione, wyglądało na idealne miejsce na kemping. Google pokazywało, że mamy jakieś 12 km i 2 godziny 40 minut drogi. Udało nam się dotrzeć w godzinę mniej. Gdy dotarliśmy było już bardzo ciemno, okolicy w ogóle nie było widać. Nie do końca byliśmy świadomi w jak ładnym miejscu znajdujemy się. Kręciliśmy się, kręciliśmy aż w końcu znaleźliśmy dużą, płaską skałę na której można się rozbić. Rozbiliśmy się, skończyliśmy wódeczkę i poszliśmy spać.
Cała zabawa rozpoczęła się w sobotę rano. Noc była całkiem przyjemna. W nocy było -2 stopnie, więc było nam całkiem ciepło. Po wyjściu z namiotu uderzył nas niesamowity widok Morza Bałtyckiego. Okazało się, że rozłożyliśmy się koło jakiegoś harcerskiego miejsca. W pobliżu można było znaleźć miejsca na ogniska, w skałach, które nas otaczają utwierdzone były elementy ułatwiające wspinaczkę, w krzakach obok, znaleźliśmy ślady zabawy w podchody. Oczywiście w okolicy nie było żywej duszy. Rozpaliliśmy sobie ognisko i delektowaliśmy się słoneczkiem. Nie mieliśmy żadnych planów na ten dzień, więc nie musieliśmy się nigdzie spieszyć. To był właśnie relaks, którego oczekiwałem od tego weekendu. Jedynym celem tego dnia było dotarcie do centrum Sandefjord i przejście pod lotnisko. Lot powrotny mieliśmy w niedziele rano, chcieliśmy spać jak najbliżej terminala.
Był to bardzo przyjemny dzień. Okolice były bardzo piękne, okolice były bardzo spokojne. W ciągu tego dnia niewiele zrobiliśmy. Spacer, wódeczka, spacer. W międzyczasie przytrafiła się drzemka w porcie. W międzyczasie poszukiwania miejsca na nocleg. Co do samego miejsca, nie mieliśmy żadnych problemów. Rozbiliśmy się jakieś 50 metrów od płotu lotniska. Był tylko jeden problem. Tej nocy temperatura spadła do -10 a okolica była bardzo wilgotna. Dopóki leżałem w śpiworze było mi bardzo ciepło, gorzej było wyjść rano na zewnątrz. Sebixowi nie bylo już tak przyjemnie. Naleweczka zrobiła swoje i chłopak zapomniał wskoczyć w śpiwór. Przez pół nocy telepał się z zimna, no ale w końcu jakoś przetrwał. Udało mu się obudzić, więc można powiedzieć, że weekend minął spokojnie.
Rano szybko złożyliśmy namiot i poszliśmy na lotnisko. Był to weekend szybki, krótki ale bardzo przyjemny. Często szydzi się z tych, którzy kupują tanie bilety a nie myślą o pozostałych kosztach. To jest idealny przykład tego, że lepiej najpierw działać potem myśleć. Prawdopodobie gdybm spradził ceny noclegów i transportu przed kupnem biletów, ostatecznie bym ich nie kupił. Nie sprawdziłem i w ten sposób miałem fantastyczny weekend wydając 8 PLN (+wódka, ale to nie jest wydatek konieczny 🙂 )
Ale namiot i śpiwór zabraliscie z Polski biletem za 4zl? Namiot w podręcznym przeszedł?
LikeLike
Tak. Wtedy podręczny był większy.
LikeLike